Pamietam, jakby to bylo wczoraj. Wakacje, piekny letni dzien, bardzo wczesny ranek. I babcia, mieszajaca proste ciasto: woda, maka i olej. Z namaszczeniem smarujaca piekne zeliwne formy - jak sama mówila, zelozka albo klyszcze - pszczelim woskiem. A potem dodajaca sekretne skladniki: cukier, mleko, wanilia, cynamon. Caly smak oblatów, zawarty w prostym przepisie. Kazdy wafel wabiacy zapachem, kruchy, delikatny. Pamietam tez wyprawy do centrum miasta, moja porcje oblatów "do sprzedania", niechec, z jaka to robilam i przedsiebiorczosc babci, która kazdego potrafila zachecic do zakupu. Pamietam takze tych, którzy wracali do nas codziennie - po znajomy, kuszacy przysmak.